Tubka farby olejnej jest niewyczerpaną kopalnią osiągnięć, a kolor - odwiecznym, generatorem wzruszeń plastycznych.
Jan Cybis
Płomienna czerwień krabów, soczysty róż rozłupanych arbuzów, mocny oranż chryzantem, jaskrawe żółcienie cytryn, nasycone turkusy wazonów, głęboki fiolet obrusów — barokowy przepych kolorów jest głównym wyróżnikiem sztuki Jana Szancenbacha. Kolor był dla niego środkiem i celem malowania, naczelnym budulcem obrazu, konstruktorem przestrzeni i głównym tematem obrazu. Badacze twórczości artysty jednomyślnie wywodzą jego rodowód od kapistów i osadzają go w nurcie krakowskiego koloryzmu. Na pierwszy rzut oka widać jednak jak daleko odszedł on od przedwojennych kapistowskich reguł, choć uczynił z nich stabilny stelaż swojego malarstwa.
„Jeśli zastanowimy się nad meandrami sztuki XX wieku - pisze Maria Rzepińska - dojdziemy do wniosku, że koloryzm był nie tyle kierunkiem, co postawą. Była to ostatnia postawa, która świadomie nawiązywała do europejskiej nowożytnej tradycji obrazu jako jednolitego organizmu pikturalnego, z zaczepieniem w naturze, a ściślej mówiąc w jej fenomenach kolorystycznych, ale transponującego te fenomeny na autonomiczną strukturę tworu malarskiego". Bycie malarzem kolorystą nie oznacza konkretnego sposobu posługiwania się farbą, operowania taką czy inną plamą barwną. Wystarczy przecież porównać ze sobą obrazy Cybisa i Potworowskiego, aby przekonać się jak bardzo różnią się od siebie choć malowane były przez artystów tego samego ugrupowania. Postawa ta oznacza świadomy wybór wartości kolorystycznych, które jako jedyne kształtują dzieło. Wiąże się z tym przeważnie rezygnacja z narracji, wykluczenie anegdoty z obrazu, co ogranicza artystę do trzech motywów: martwej natury, pejzażu i portretu. I jeszcze stosunek do natury - nieustanny zachwyt nad barwnością i bogactwem otaczającego świata. Jak twierdzi Helena Blum, koloryzm był „ostatnią szkolą wykazującą spoistość ideologii. Bo dzięki swojej jednostronności była ona spoista, choć jednocześnie elastyczna, gdyż dopuszczała ogromną ilość rozwiązań". Właśnie w tej wielości rozwiązań Szancenbach odnalazł i wypracował swój indywidualny styl - oryginalną wersję koloryzmu — o bujnej fakturze, mocnym kolorycie, często na pograniczu abstrakcji.
Zainteresowanie formułą malarską, która zdawałoby się przeżyła swoje apogeum w okresie międzywojennym, nie stanowi zagadki - Jana Szancenbacha jest kolorystą z racji pokolenia i wyboru. Studia rozpoczął tuż po II-ej wojnie, w czasie, kiedy artyści orientacji kolorystycznej mieli bardzo silny wpływ na młodych malarzy, a krakowska Akademia Sztuk Pięknych stała się ich przystanią. Prym wiodły wówczas pracownie Hanny Rudzkiej-Cybisowej, Eugeniusza Eibischa, Jerzego Fedkowicza, Czesława Rzepińskiego. Szancenbach wysoko cenił swoich poprzedników: „Wciąż czytam i słyszę różne przepojone żółcią narzekania i skargi, że w latach międzywojennych koloryści opanowali szkolnictwo artystyczne. No i dobrze, i chwała Bogu, to byli bardzo świetni malarze". O swojej drodze malarza i o artystycznych upodobaniach powiedział: „Nigdy nie robiłem gwałtownych zwrotów. Moje życie artystyczne to spokojna kontynuacja tego, co wyniosłem z pracowni Eibischa. Owszem, był króciutki okres fascynacji malarstwem abstrakcyjnym, ale kiedy po raz pierwszy pojechałem do Paryża, zobaczyłem tam zalew płytkiej abstrakcji i odrzuciło mnie. Abstrakcja nie przylega ani do mojego temperamentu, ani do moich potrzeb — więc wycofałem się. Obserwuję, że im jestem starszy, tym chętniej maluję realistycznie. No i nigdy nie porzuciłem koloru".
Z kapistami łączy Szancenbacha stosunek do natury - naczelnego impulsu powstania obrazu, który wi nien jednak być tworem niezależnym, optycznym przedmiotem. „Malować to nie wytwarzać lecz myśleć, to sprawa postawy - mówiła Rudzka-Cybisowa - Natura jest zawsze taka sama. Obrazu gotowego w naturze nie ma. Obraz się tworzy". A Piotr Potworowski dodaje, że „obraz zaistniał dla człowieka, a nie dla pejzażu, który nie przegląda się w obrazie jak w lustrze". W pracach Szancenbacha następuje więc zamiana świata rzeczywistego na świat, który realizuje się na płótnie. Niezależnie od motywu - drzewa, ogrody pełne kwiatów, krakowskie Planty, wizerunki żony i przyjaciół — obraz jest dla niego przede wszystkim kompozycją kolorystyczną zbudowaną zawsze na tych samych zasadach.
Działanie koloru potęgują jeszcze efekty fakturowe - grube warstwy gęstniejącej farby, która odbija światło i nadaje barwom soczystości. „Malarstwo nosisz w swojej kasecie - pisał Cybis - Cudowną rzeczą jest farba. Dyktuje tak samo swoje prawa, jak je dyktuje natura, która nosisz przed oczami".
Od pierwszego pokolenia naszych kolorystów różni natomiast Szancenbacha stosunek do koloru. Już Pankiewicz zauważył, że impresjoniści ograniczali różnice walorowe — stosowali domieszki białej farby, niwelując w ten sposób zbytnie nasycenie kolorów i w efekcie zubożając warstwę kolorystyczną obrazu. Polscy malarze w znacznej mierze przejęli tę metodę postępowania. Kapiści mieli swoje przykazania jak zrobić dobry obraz -używanie czystych pigmentów, odrzucenie czerni, co w praktyce daje kontrast kolorów ciepłych i zimnych. Ich obrazy są przeważnie starannie i mozolnie obmyśloną tkaniną kolorystyczną, a wszystkie barwy traktowane są z równą uwagą. Szancenbach idzie dalej, dąży do wyzwolenia koloru ze sztywnych ram kapistowskiej doktryny. Zdaniem Marii Rzepińskiej „tym dalszym krokiem jest intensyfikacja chromatyki, nasilenie indywidualnej jakości barwy w obrębie płótna tak, aby przemawiała pełnym głosem". Koloryt jego obrazów jest bardzo charakterystyczny, przeważnie gorący, zbudowany na zasadzie silnych kontrastów, łatwy do identyfikacji - idący ku coraz ostrzejszemu, coraz bardziej napiętemu brzmieniu barw. Szancenbach wykorzystuje chętnie doświadczenia fowizmu, kładzie wyraźny nacisk na ekspresyjne wartości koloru. Jego płótna mają zdecydowanie eksponowane strefy kolorowe. Nasycone turkusowe błękity i płomienne cynobry, które Rzepińska nazywa czerwienią Szancenbacha stanowią często dominantę obrazu. Porównując te obrazy z pracami takich kapistów jak Hanna Rudzka czy Jan Cybis możemy odnieść wrażenie przejaskrawienia. Nie wynika ono jednak z malarskiej nieporadności artysty. Intensyfikacja chromatyki, o której już wspomniałam, to wkład Szancenbacha w rozwój naszego koloryzmu. Z resztą chętnie, i z dużą swobodą, stosuje także barwy przytłumione - piękne są w jego obrazach delikatne różowości, seledyny, rozbielone błękity i fiolety. Włodzimierz Hodys pisze, że Szancenbach „zmusza widza aby widział i słyszał równocześnie tę muzykalność obrazu, która oparta jest na odpowiednich środkach kolorystycznego wyrazu, zestrajanych w harmonię i kontrapunkty plam barwnych. Świat otaczający go przemawia do niego muzykalnością swoich form, a on transponuje je na barwy, szukając odcieni dźwięków". Właśnie za pomocą koloru kształtuje Szancenbach odpowiednią atmosferę swoich płócien: „Mnie w moich obrazach najbardziej zależy na nastroju, klimacie - mówił - Chcę oddać prawdę własnego przeżycia - to jest to".
Powracał wciąż do tych samych motywów - do widoku z okna pracowni, do staranie ułożonej martwej natury, gdzie w nieskończoność powtarzał się ten sam repertuar obiektów: pomarańcze, kawony, kwiaty. A jednak każdy z tych obrazów jest odczuty, przeżyty -jest dowodem na to, że „zawsze sztuka będzie kontemplacją, gdyż inaczej przestałaby być tym czym jest, właśnie kontemplacją".
Małgorzata CZYŃSKA
historyk sztuki