Agnieszka Łukaszewska

Na pytanie, czym jest piękno próbowano znaleźć odpowiedź od początków istnienia ludzkości. Jednak każda próba zdefiniowania kategorii piękna jest z góry skazana na porażkę, przede wszystkim dlatego, że doznawanie „piękna” przez człowieka jest niezwykle różnorodne. Każdy przeżywa i odbiera je na swój sposób. Każdy człowiek ma inne pojęcie piękna. To, czym ktoś się zachwyca, dla innego jest „brzydkie”, nie spełnia jego oczekiwań estetycznych. Dlatego granica pomiędzy pięknem i brzydotą jest bardzo subtelna, często wręcz niezauważalna. Piękno ma wywoływać nasz zachwyt, wzbudzać wysokie uczucia, pobudzać do działania. Brzydota zaś ma odwrotny efekt.
Współistnienie tych dwóch kategorii czyni każde z nich niezwykle cennymi i realnymi zjawiskami. Jeśli nie istniałaby brzydota, nie wiedzielibyśmy, co to piękno.
Taoistyczna mandala, która wyraża współistnienie czerni i bieli, światła i ciemności, dobra i zła, miłości i nienawiści, jest również symbolem wzajemnego przenikania się tego, co piękne z tym, co jest brzydkie.
Gdy myślę o pracach Agnieszki Łukaszewskiej przypomina mi się jak swoją fascynację brzydotą określił Umberto Eco.
„Spróbujmy wyobrazić sobie opis pięknej kobiety: kiedy pochwalimy jej profil, oczy, usta i włosy - niewiele pozostaje do dodania. Inaczej z przedstawieniami okropności, tutaj autor może rozwinąć skrzydła wyobraźni. Piękno jest więc ograniczone kanonem,
a brzydota jest nieograniczona w swoich możliwościach”
Sztuka często celowo miesza te dwie kategorie, deformuje piękno, a pozory urody nadaje temu co odrażające, ohydne i brzydkie. Artyści zachwycają się brzydotą, bo uważają, że jest ona bardziej „ludzka”, dobitniej wyraża prawdę o człowieku. Człowiek zaś zbudowany jest z samych przeciwieńst, współistnieją w nim dobro i zło, piękno i brzydota, grzech i niewinność.
Agnieszka Łukaszewska w swojej sztuce pokazuje tą dwoistość, rysuje głownie portrety. Pierwsze miejsce w jej interpretacjach mają członkowie rodziny, ale również przypadkowo napodkane osoby. Wykorzystuje stare fotografie, szuka inspiracji w internecie, przepuszcza przez „filtr” swojej wyobraźni znane powszechnie osoby. Deformuje otaczającą ją rzeczywistość. Jest bezkompromisowa, bez skrupułów obnaża słabości
i ułomności wybranych przez siebie modeli. Ostrość spojrzenia artystki budzi zachwyt, uwielbienie i jednocześnie niechęć i lęk.
Motywy prac Agnieszki Łukaszewskiej, twarze pozornie zwykłych ludzi, znalezione gdzieś na strychu fotografie działaczy partyjnych z okresu lat pięćdziesiątych, czy przodowników pracy również z tego okresu tak znienawidzonych przez im współczesnych, postrzegane przez pryzmat zabiegów artystycznych – swoistego sposobu patrzenia artystki – zyskują niespodziewanie i mimowolnie status surrealnych fetyszy współczesnej kultury. To wyjątkowe spojrzenie Łukaszewskiej na otaczającą ją rzeczywistość nadaje jej pracom bardzo charakterystyczny, sugestywny i uwądzący widza wyjątkowo perwersyjny wdzięk (jeśli można mówić o takich odczuciach  w kontekście brzydoty i okrucieństwa).
Zdaniem Agnieszki Łukaszewskiej każdy obiekt natury, obok tego, co w nim poznane przez wszystkie specjalistyczne dziedziny wiedzy, posiada wyjątkową i jedyną w sobie tajemnicę. Jak obszary, dające się zbadać i opisać, stanowią domenę nauki, tak obszar niewiedzy, tajemnicy, jest domeną sztuki.
Wszystko, co w sztuce istotne, wywodzi się ze świata przeżyć artysty. Tam rozgrywa się cały dramat twórczy. Tam pojawiają się wątpliwości i rodzą się osiągnięcia. Postawa artysty nie polega na spokojnej pewności założeń i środków. Trzeba uważać, żeby stan szczęśliwej kontemplacji nie zmienił się w jałową bezczynność. Konieczne jest podejmowanie ryzyka, bez tego nie ma żadnej drogi do sztuki. Ryzyko zaś tkwi nie tyle w „rzeczach”, które tworzy artysta, ale w nim samym, w jego wnętrzu, w jego psychice.
Łukaszewska ma odwagę ponosić to ryzyko. Przetworzony przez jej wyjątkową wrażliwość i wyobraźnię świat jest bardzo ostry, dramatyczny, jest też bardzo „ryzykowny”, czasem groteskowy. Poprzez deformację artystka wydobywa najbardziej charakterystyczne cechy tego świata, ale także wydobywa uniwersalne aspekty egzystencji, z którymi każdy może się utożsamić. Rysowane przez nią portrety są dotkliwe, okrutne, bywa, że sprawiają wrażenie upiornych zjaw z najgorszych koszmarów sennych. Pozornie piękne i urokliwe, drastycznie ukazują rzeczywistość /np.: Henio, Łza, Ex-mąż, Wypadek, Portret wpisany w telewizor, Portret Tramwajarki/.
Agnieszka Łukaszewska stara się opisywać otaczający ją świat podobnie, jak kiedyś czynili to wielcy podróżnicy nadając swoim dziennikom tytuł „opisanie świata”, choć to co było tylko ich światem, było bardzo małym fragmentem mapy.
Rozum krytyczny czyni swoim przedmiotem kierunki przekształceń świata, usiłuje ustalić przyczyny i skutki, rozszyfrować metafory a przecież wyobraźnia tworzy nie po to, by powstałą nową rzeczywistość przekładać na język tego świata, lecz dla innych wyobraźni, które nie szukają „sensu”, nie pytają co obraz „wyraża”, tylko zwyczajnie czynią go przedmiotem marzeń.

                                                                                                                             Rex,  Warszawa 25.10.2011 r.