Paweł Erazmus

"Stare zaklęcia ludzkości"

    Intymna przestrzeń galerii zaroiła się ludźmi i oto nagle widzowie i eksponaty wymieszali się, tworząc przedziwne, rozdyskutowane i świąteczne zgromadzenie. Ci, którzy weszli tu z ulicy, wnieśli jej ruch. Ci, którzy weszli tu z pracowni Pawła Erazmusa, wnieśli ciszę i skupienie. Wszyscy znaleźli się tutaj z zamiarem prawdziwego SPOTKANIA.
    To spotkanie może się tym razem dokonać poza czasem i przestrzenią. Lub może raczej we wszystkich czasach i we wszystkich przestrzeniach. Bo młodego rzeźbiarza interesuje konsekwentnie postać ludzka, opracowywana w najróżniejszych wątkach i cyklach - zawsze jednak nawiązująca do "starych zaklęć ludzkości". To nie są psychologiczne analizy, to nawet nie portrety. To galeria mitów i tradycji, tak silnie w nas zakorzenionych, że wyczuwalnych podskórnie, bez tytułów i odnośników.
    Żeby doszło do spotkania trzeba znaleźć wspólne doświadczenie. Wspólny kod. Tym językiem okazują się znane od zawsze symbole: Apis, Statek Jazona, który jest także Latającym Holendrem i Łodzią Głupców, Jajo...To one wskazują język, który umożliwi komunikację. Wiadomością jest także materiał: szlachetny i sięgający głęboko w tradycję brąz. Wiemy już jak czytać te rzeźby.
    Dziewczynka rozhuśtana na własnym warkoczu, przypominającym scytyjski naszyjnik. Może to marzenie dziewczynki z koczowniczego ludu? Egipcjanin za chwilę, chwilkę podniesie do ust swoją trąbitę. Dźwięk będzie wezwaniem do boju albo do modłów w świątyni Isztar. Albo zawiadomieniem o przyjeździe dostojnika? Rzymianin z rozwianą togą o rozbawionej twarzy Petroniusza. I drugi, karykaturalnie wykrzywiony, z mocno zarysowanym nosem. Stoi na szeroko rozstawionych nogach, ręce zaplótł z tyłu , kryjąc je za plecami. Cała jego postawa wyraża stanowczość i zdecydowanie. Wielki wódz czy mały intrygant? Postać różniąca się zdecydowanie od innych schowana w długiej, szorstkiej szacie. Kim jest? Janem Chrzcicielem czy średniowiecznym świętym ascetą... Pewnie nie spodobałyby mu się występy aktora na szczudłach. Choć tak łatwo mogliby się spotkać na którymś ze średniowiecznych targów między... Nawet taternik to przecież wielki współczesny mit - prawy i nieustraszony zdobywca górskich szczytów. Współczesny Roland nosi zamiast zbroi wysokie buty z rakami i plecak, a zamiast miecza używa czekana. Wszystko inne to konsekwentna kontynuacja.
    Tradycja średniowieczna wydaje się w tej twórczości szczególnie ważna. Niezwykle wydłużone proporcje, mocno zarysowane dłonie i stopy odsyłają do sztuki romańskiej i do gotyckiego wertykalizmu. Postacie widziane są jakby w perspektywi­cznym skrócie: wielkie stopy stoją mocno na ziemi, a głowa tonie gdzieś w chmurach. Człowiek zawieszony jest między niebem a ziemią. Między sacrum a profanum. Tylko pozornie postacie Erazmusa są statyczne. W rzeczywistości ruch jest ukryty w nich samych. Ma wymiar duchowy, a nie fizyczny. To przełamywanie ciążenia "tu i teraz" i dążenie ku jakiemuś sacrum. I rzymskie "peraspera ad astra". Cyrkowiec na szczudłach chce być trochę wyżej. Dziewczynka na huśtawce wzbije się za chwilę w górę. Chłopiec ciągnący taczki pełne zabawek wyrywa się do przodu pomimo oporu materii. A turysta doskonale funkcjonuje w dwóch wymiarach: zna doskonale siłę ziemskiego ciążenia oraz kuszące powaby nieba.
    Dużo w tych pracach erudycji, która z rzadka tylko przeradza się w anegdotę. Zazwyczaj pozostaje aluzją, niedopowiedzeniem, muśnięciem. Może warto by przy­nieść ze sobą któryś z tomików Zbigniewa Herberta? To dobra sceneria do ich lektury. I jeszcze jeden aspekt spotkania. Uprawomocniony jeszcze bardziej postacią artysty przy biurku. Kronikarza? Filozofa? Poety?

                                                                                                                                                  Agnieszka Sabor